Na mojej działce (II)11 – Irysy, czyli dygnitarze na działce
Zakwitły irysy, zwane po polsku kosaćcami. Gdy otrzymaliśmy działkę znany był jeden ich kolor niebiesko – granatowy. Ale potem, na początku lat osiemdziesiątych, sypnęło tzw. amerykańskimi irysami oraz pojawiły się syberyjskie. Miały one już różne barwy, a również były dwukolorowe i wszystkie zabójczo pachniały. Żółte na przykład cytryną, a brązowe czekoladą. Teraz nasze królestwo irysów składa się z kilku stad, ale prym wiodą białe z różnym wnętrzem. Choć i kolorowych nie brakuje.
Piękno irysów polega na tym, że mają niezwykły kształt: dwa opadające płatki i dwa podniesione do góry. Ich piękno nie jest oczywiste, tak jak róż. Róża to długa szyja i kształtna główka. Róża jest jak dziewczyna. Cała jej uroda zawarta jest w delikatności, wdzięku. Jest to piękno zewnętrzne. Nie trzeba go poszukiwać. Ono narzuca się wprost. Z irysami jest inaczej. Ich piękno nie jest jednoznaczne, Po pierwsze, kwiatów jest kilka, rozmieszczone są na różnych wysokościach. Po drugie, są osadzone na grubej łodydze. Dodatkiem do całości są długie, wykwintne liście.
Mniejsze piękno to ładność. „Ładnie wyglądasz” to mniej niż „pięknie wyglądasz”. Do ludzi stosuje się bowiem te same rodzaje piękna, co do kwiatów. Czy kosaćce są ładne? Oczywiście, że tak. Są bardzo ładne. Nie są natomiast tak subtelne jak róża. Subtelność to piękno rzeczy delikatnych. Takie subtelnie piękne są konwalie. Może również groszek pachnący. Kosaćce nie są subtelne, o nie. Poświęcone greckiej bogini Iris, patronce tęczy, są równie kolorowe jak tulipany. Tylko wytworniejsze od nich. Są natomiast dostojne. Po łacinie to by się nazywało „dignitas”. Kosaciec to taki dygnitarz, arystokrata na działce. Wokół niego słońce wschodzi i zachodzi.
Żeńska odmiana dignitas to venustas (Wenus bogini piękna i miłości). Tak można nazwać piękno lilii. Jeśli róża to dziewczyna, to lilia jest kobietą. W róży niczego się nie trzeba doszukiwać. W lilii owszem, jest bowiem wewnętrznie bardzo złożona, nadto pozostawia po kontakcie trwały ślad. W dzieciństwie nazywaliśmy lilie „smolinosami”.
Jakie zatem są kosaćce? Ktoś powie, że ani piękne, ani brzydkie, bo o pięknie się nie dyskutuje. Że piękne jest to, co się podoba. Jednym się podobają kosaćce, innym nie. A ja jestem przekonany, że jest inaczej, że podoba się to, co piękne, a nie to, co się podoba jest piękne. Analogicznie: nie jest tak, że to do czego się modlimy jest święte, ale przeciwnie to, co święte wzbudza naszą modlitwę. Nie zgadzam się więc na subiektywizm w ocenie piękna. Nie zależy ono ode mnie.
Dla wielu piękno róży jest zbyt oczywiste, więc poszukują piękna utrudnionego, mniej jawnego. Tym proponuję kosaćce. Są piękne inaczej. Wymagają odrobiny szacunku, a nawet miłości. Jak ci ludzie, którzy w mniejszym stopniu są piękni zewnętrzną urodą, a bardziej wewnętrznym dobrem. Kochajmy kosaćce, a one pokochają nas i będą zachwycające! Bo sposób na to by być kochanym jest jeden – trzeba samemu kochać. To również przepis na wieczną miłość.
Bartłomiej Kozera