Miesięcznik felietonisty – pt. “O cierpieniu” – wrzesień 2024 r.

Nie mamy w Europie konkurentów w cierpieniu. Tym bardziej, że trenujemy to uczucie od początku XIX wieku. Szlachta, która miała bronić kraj skoncentrowała się na jego konsumpcji, doprowadzając do zniknięcia Polski z mapy.  Wtedy właśnie nasza inteligencja w obronie własnej inercji  przyjęła ideę mesjanizmu. Mianowicie, że Polska to Mesjasz. Tak jak Chrystus cierpiał by uwolnić ludzi od zła i wiecznego potępienia, tak Polska cierpi za innych, by wyzwolić ich od zła. Pojęcie mesjanizmu było znane z Biblii i dotyczyło końca świata, teraz miało dotyczyć końca Polski.

Czym jest cierpienie?  Ból dotyczy ciała, jest doznaniem, więc czymś absolutnie subiektywnym. Cierpienie dotyczy psychiki, więc może mieć również zbiorczy charakter. Cierpimy najczęściej z powodu braku czy nadmiaru czegoś. Cierpimy wobec tego co było, co jest lub będzie, podczas gdy boli nas teraz i tu.

Jesteśmy wychowywani w kulturze cierpienia, bo Kościół uczynił z chrześcijaństwa religię cierpienia. Naszą historię widzimy jako ciąg cierpień zadawanych przez sąsiadów, stąd to słynne polskie czczenie porażek. Jeśli do XIX wieku nasza historia to ciąg sukcesów, to później czcimy wyłącznie  klęski. Wyjątkiem jest rok 1920, ale to nie było zwycięstwo, to był cud nad Wisłą.

Co jest takiego pociągającego w cierpieniu? 

Po pierwsze, znoszący cierpienia jest moralnie lepszy niż nie cierpiący. Ten sposób myślenia dotyczy kwestii narodowych, a także jednostkowych. Kowalski czy Nowak żyją w dostatku, bo złodzieje, a ja w ubóstwie, bom uczciwy. To znaczy jestem lepszy od nich, moje życie jest godniejsze.

 Po drugie, jesteśmy skutkiem działania innych, a więc nigdy nie przyczyną ich cierpienia. Stąd taki opór przed przyjęciem do świadomości zbrodni w Jedwabnem, czy filmu „Zielona granica”. Mówiąc inaczej, cierpiąc nie zadajemy cierpienia innym.

Po trzecie, cierpienie ponoć uszlachetnia. W „Dziadach” nasz wieszcz pisał: „zbrzydł, sczerniał, ale dziwnie wyszlachetniał”. Tymczasem cierpienie rodzi uczucie nienawiści do zadających go i rodzi potrzebę odwetu. 

W końcu cierpiąc mamy większą szansę na zbawienie niż gdybyśmy nie cierpieli.

W sumie na cierpieniu się dobrze wychodzi, zarówno teraz, jak i być może w przyszłym życiu. Zatem nie damy się wyprzedzić.

Bartłomiej Kozera

10.09.2024 r.