Moim zdaniem (42) Wiosenne szczęście
Opryskałem miedzianem wszystkie drzewka i krzewy. Rozpocząłem więc nowy sezon na działce. Wraca na niej życie. Szczęście ma zawsze czas przyszły i przeszły. W czasie teraźniejszym jest co najwyżej radość. To i ja wyobrażam sobie swoje szczęście, jako stan przyszły – gdy zakwitną tulipany i narcyzy, gdy rozwiną się irysy. Tymczasem patrzę na zmarzniętą ziemię i widzę jedynie nieśmiało kiełkujące rośliny.
Moje pojmowanie szczęścia odbiega trochę od powszechnie przyjmowanego w Polsce, bo u nas to pojęcie obarczone jest z kilkoma absurdami. Więc najpierw, szczęście jest niemal tożsame z darem. Jest to zatem sytuacja, gdy niewielki wysiłek własny przynosi ogromne korzyści. Wysłanie kuponu lotto versus milionowa wygrana. Znalezienie kwiatu paproci versus olbrzymi majątek. Nieprzygotowanie się do egzaminu versus zdanie go. Takie szczęście ma baśniowe pochodzenie i sprzeczne jest z katolicką koncepcją zbawienia, którego dostępujemy przecież za dobre uczynki. Tak pojmowane szczęście zgodne jest natomiast z protestancką ideą, wedle której zbawienie to efekt łaski Bożej, dar od Boga.
Aby było dziwniej – nasze pojmowanie szczęścia wyraża niewiarę w wartość pracy, co bliskie jest katolickiemu myśleniu, że praca decyduje o człowieku i niezgodne z protestantyzmem, gdzie człowiek decyduje o charakterze pracy.
A dla mnie szczęście to satysfakcja z życia i możliwość przeżywania codziennych radości, nawet drobnych. Pierwsze jest efektem spojrzenia wstecz, drugie docenianiem teraźniejszości.
11 marca 2019 r.
Bartłomiej Kozera