Moim zdaniem II (10) – Na działkach wiosna?
Najbardziej lubię ten czas, kiedy czas się jeszcze waha, kiedy nic nie jest jeszcze przesądzone. Lubię kiedy pozornie ziemia śpi, kiedy drzewa co prawda leniwie otwierają oczy pąkami, ale jeszcze w pełni się nie obudziły. Lubię, kiedy kwiaty nie przyglądają mi się wielobarwnie, nie pieją swojej pieśni o pięknie. Czuję wtedy prężącą się siłę natury, ale póki co tej siły jeszcze nie widać. Najbardziej lubię ten czas, gdy świat udaje jeszcze, że nie wie czym będzie: zimą, jak dotychczas, czy wiosną. Niby wszystko już przesądzone, ale nic się jeszcze nie urzeczywistniło. Wszystko czeka na wielkiego dyrygenta – słońce. Ale słońce nie spieszy się. Jeszcze daleko do równonocy. Dzień pełni podrzędną wciąż rolę wobec ciemności, choć się buntuje i wyrywa.
Wystawiam twarz na słońce, które dość niemrawo mnie smera. Cieszymy się i ono, i ja, że będziemy razem. Oby tylko nie za bardzo było przy mnie, oby nie za bardzo grzało. Ten czas tuż przedwiosenny lubię najbardziej dlatego, że jest wiosna, której jeszcze nie ma, ona jest kosztem zimy. Lubię, bo tak naprawdę cała wiosna jest przede mną. Niby jeszcze nie jej urodziny, ale już widać co się święci.
9 marca 2020 r.
Bartłomiej Kozera