Moim zdaniem II (35) – Idzie jesień
Dni coraz krótsze, ranki coraz chłodniejsze, ot idzie jesień. Ma ta pora roku coś nostalgicznego w sobie, jakąś potrzebę zadumy. Przez setki tysięcy lat człowiek był istotą wyłącznie przyrodniczą. Żył w rytmie przyrody, podlegał jej wpływom. Nic więc dziwnego, że jeszcze teraz, w epoce względnej niezależności od przyrody, poszczególne pory roku coś napominają. Jesień sugeruje więc pożegnanie, rozstanie.
W sensie względnym jest tak, że rozstajemy się, aby się spotkać, a spotykamy się, aby się rozstać – wyjazdy i powroty to istota życia. Tutaj wszystko jest płynne. W sensie bezwzględnym rozstania są smutne, bo nic po nich nie następuje. Grecy liczyli kolejne lata, ale mieli też pojęcie wielkiego roku mierzącego tysiąc lat. Znali więc tylko względne rozstania, a mimo to zachowywali powagę, by nie rzec pesymizm wobec życia.
W kulturze europejskiej ścierają dwa optymizmy. Pierwszym jest to optymizm chrześcijański, wedle niego po rozstaniu z bliskimi nastąpi ponowne z nimi spotkanie, w innym już świecie Drugi optymizm jest oświeceniowy. Nie ma żadnego innego świata, nie ma więc podstaw do lęków, uśniemy by odrodzić się jako cząstka innej przyrody. Póki co jest dopiero początek jesieni.
31 sierpnia 2020 r.
Bartłomiej Kozera