NA DOBRE I NA ZŁE – 01.10.2020 r.

Sezon wegetacyjny dobiega końca, więc jakieś refleksje podsumowujące wydają się na miejscu. Chciałbym powiedzieć kilka słów o kulturze bycia działkowców. Oczywiście jest ona elementem szerszego problemu, jakim jest kultura Polaków. Trzeba przyznać, że nigdy nie byliśmy przesadnie grzeczni, ale też do tej pory życie nie było tak bardzo zbrutalizowane. Wulgarne słowa stały się elementem codziennego języka, wulgarne gesty zdarzają się i w sejmie. Pobici bywają zwykli przechodnie, ale także policjanci, słowem bardzo w ostatnich latach schamieliśmy. Pytanie jest takie: dlaczego?

To pytanie jest tym natarczywsze, że jednocześnie dokonuje się proces przeciwny – proces sublimacji. Nie mówimy „kaleka” nawet nie mówimy niepełnosprawny tylko delikatniej. Wiemy, że „murzyn” czy „eskimos” to pojęcia obraźliwe Powszechnie życzymy sobie miłego dnia. Pozdrawiamy się przy każdej okazji. Nawet nasz stosunek do zwierząt uległ złagodzeniu, a tymczasem wobec siebie zachowujemy się niemile, wręcz chamsko.

Pierwszym powodem brutalizacji stosunków międzyludzkich jest wzrost egoizmu. Ten egoizm jest związany ze świadomością troski o siebie. Oto każdy z nas jest świadomy tego, że jest odpowiedzialny za siebie, za swoje życie. Już nie zakład pracy, jakaś organizacja, czy mówiąc ogólnie państwo ma się troszczyć o nas. Nikt bowiem z zewnątrz nie ma obowiązku zabiegać o nasze dobro, ale my sami musi dbać o siebie. Na pytanie „jak leci?” nie wypada odpowiadać „stara bieda”, tak jak to było w PRL, gdy ta odpowiedź oskarżała państwo. Teraz tak odpowiadając poddalibyśmy w wątpliwość samych siebie, swoje umiejętności, zaradność. I to myślenie doprowadzamy do absurdu – widzimy w innym konkurenta.

W ogrodach zaniknął dawny zwyczaj odwiedzania się sąsiadów, ot by porozmawiać, poradzić się. Wraz z tym unika stała się pomoc sąsiedzka. Jesteśmy coraz bardziej zdani na siebie. Ma to przykre konsekwencje. Mianowicie zapominamy o istnieniu sąsiadów, zapominamy o tym, że sąsiedzi mogą być potrzebni Mój daleki sąsiad ma zwyczaj w sobotnie popołudnia spalinową kosą ścinać trawnik. Trwa to dość długo i uniemożliwia normalne rozmowy. Nikt jednak nie ośmieli się zwróć mu uwagi, bo taka reakcja często kończy się źle. Czy jest bezmyślny, czy raczej nie zależy mu na dobrych relacjach z sąsiadami? Nie wiem..

Owszem, kłaniamy się wszystkim na działkach, uznajemy ich za kolegów. Tego wcześniej nie było, ale nawiązanie rozmowy jest już trudne, bo o czym? O pogodzie? Banalne. O nieurodzaju? Niepewne, bo nie wiadomo czy jego dotknął. Tak oto poza pozdrowieniem nic już między nami się nie dzieje. Słowem, to co dobre jest powierzchowne i zdawkowe zaś zło tkwi gdzieś głęboko.

Gdy przed pół wiekiem zacząłem uprawiać działkę, mój sąsiad – dziś już przebywa w wyższych rejonach niebieskich – żalił się, że w czasach jego działkowej młodości były potańcówki, spotkania, biesiady. Ja z rozrzewnieniem wspominam te czasy, na które skarżył się ów sąsiad, gdy bez zaproszenia wstępowało się do innych działkowców, na piwo, by pogadać, poradzić się.

Wiem, że jedyna stałość tego świata polega na tym, że wszystko ciągle się zmienia. Czy jednak kierunek tych zmian jest dla nas korzystny? Mam wątpliwości.

1 październik 2020 r.

Bartłomiej Kozera