Na moje działce (II) 13 – O miłości do kwiatów
Prawda o miłości jest taka, że kochamy oczami. Przedmiotem miłości jest tylko piękno. A ponieważ miłość, w odróżnieniu od przyjaźni, nie wymaga wzajemności, więc można kochać wszystko. Nie tylko ludzi, ale również rzeczy, zwierzęta, czy kwiaty pod tym wszakże warunkiem, że są piękne. A sens kwiatów to piękno.
Moje rozważania dotyczą właśnie tego, czym jest miłość kwiatów, a przy okazji czym w ogóle jest miłość. Pierwsze pytanie może wydać się dziwne. Mianowicie: czy kochamy to, co jest, czy raczej to czego nie ma? Przybliżę pytanie. Jeśli jestem badaczem, kochającym wiedzę i jeśli kocham tę wiedzę, którą posiadam, obnoszę się z nią, szczycę, to w rzeczywistości jestem tylko popularyzatorem, nauczycielem, a nie badaczem. Badacz kocha to, czego nie ma. Wiedzę, którą dopiero zdobędzie. Stąd ceniony przez wszystkich Sokrates mówił, że wie, że nic nie wie. Ma wiedzę niewiedzy. To jest postawa mędrca kochającego wiedzę.
A jak jest z miłością do kwiatów? Identycznie. Jeśli kocham kwiaty, to chcę tych, których jeszcze nie mam. Bo ja nie kocham tylko tego oto tulipana, czy tę werbenę, ale kwiaty jako takie. Kochając kwiaty kocham możliwe rośliny, także te, które gdzieś widziałem, o których czytałem. Dzięki temu każdego roku kwiatów u nas na działce jest więcej. Poszukujemy najpiękniejszych. Cechą miłości oczu jest niestety niewierność. Przechodzenie od piękna mniejszego do większego. Zaczynaliśmy od omiegów i niezapominajek a jesteśmy przy kolkwicji i pustynniku.
A jak to jest wśród ludzi? Identycznie. Kocham życie z nią, to znaczy kocham to, czego nie ma. Inaczej wystarczyłaby pamięć o niej. Kochamy raczej Nic niż Coś. Dzień jutrzejszy z nią. Wspólnotę, którą stworzymy, to ona mnie cieszy. Stąd powtarzana fraza „i że cię nie opuszczę…”. Obiecujemy to, czego nie ma.
Drugie pytanie dotyczy celu miłości. W jakim celu kocham kwiaty? Jeśli w tym celu, aby je mieć w domu, to nie muszę hodować ich na działce, mogę kupić. Kocham kwiaty dla ich istnienia. My nigdy nie zrywamy działkowych kwiatów. One są po to, aby się rozrastać, kwitnąć. Żyjemy tylko tym, jak one będą wyglądać na działce.
Jeśli jestem badaczem i kocham kolejne stopnie naukowe, to moja miłość jest nieadekwatna. Nie to kocham, co trzeba. Celem bowiem mojej miłości jest awans, a nie wiedza. To znaczy nie jestem badaczem, tylko karierowiczem. Jeśli tylko pragnę dziewczyny, to celem mojej miłości jest seks. Kocham seks a nie dziewczynę. Każda miłość musi być adekwatna. Na miarę pierwiastka miłowanego.
Celem miłości do kwiatów jest troska o to, aby się dobrze miały, by się rozrastały, kwitły. Jestem za nie odpowiedzialny, to znaczy odpowiadam na ich potrzeby. One są dla siebie, a ja jestem dla nich. Podobnie jest z ludźmi. Kochając troszczę się o jej dobro. Chcę, aby była dla siebie, nie dla mnie.
Zestawianie miłości do kwiatów z miłością do człowieka ma granice. Bowiem przedmiotem miłości do człowieka jest również piękno duchowe osoby kochanej, co sprawia, że ludzka miłość jest bardziej złożona. Ludzi bowiem kochamy również oczami duszy. Miłości do kwiatów odpowiada, na poziomie ludzkim, zakochanie się, przez co rozumiem zachwyt czyjąś urodą. Tak młodzi ludzie zakochują się w aktorach, czy piosenkarzach. Wystarczy wówczas zdjęcie kogoś. Dojrzała miłość jest inna. Nie jest zakochaniem się, ale właśnie miłością, czyli czymś znacznie trwalszym.
Bartłomiej Kozera