Na mojej działce (II) 30 – Ewolucja na działce
Mieliśmy kolejny suchy rok. Gdyby nie podlewanie, to nie byłoby pociechy z działki. Nawet drzewa zrzuciły wcześniej liście. Susza. Pamiętam, że przed czterdziestu laty, gdy otrzymałem działkę, woda podawana była dwa razy w tygodniu do specjalnego zbiornika na działce, skąd polewaczką zraszało się zagony. Dosłownie zraszało. Dzisiaj odkręcam kurek i woda leci. Kiedyś praca, dziś przyjemność. Spore ułatwienie.
Pamiętam: co dwa, trzy lata jesienią jeździłem do pobliskiej wsi i chodziłem od gospodarza do gospodarza pytając, czy nie przywieźliby obornika. Wielką radością napełniał mnie taki obornik na działce. Teraz w każdym sklepie ogrodniczym kupię obornik naturalny, suszony, granulowany i jaki tam jeszcze może być i sypię go ile dusza zapragnie. Kiedyś spory wysiłek, dziś łatwizna.
Moja działka ma żywopłot. Kilka razy w roku go przycinałem. To była ciężka praca, w trakcie której robiły mi się odciski na rękach. Trwał ten zabieg kilka dni, a po nim żywopłot wyglądał biednie, bo ciąłem gałęzie, więc świecił dziurami. Teraz mam elektryczny sekator, więc bez wysiłku wyrównuję go tak, że wygląda jakby po strzyżeniu. Żadnych dziur w żywopłocie, żadnych odcisków na rękach. Kiedyś ciężka praca dziś raczej zabawa.
Mógłbym tak dalej o koszeniu trawy, o kopaniu grządek. Ale te przykłady wystarczą. Po prostu co krok to stwierdzam spore ułatwienie pracy na działce. Oszczędzam wysiłek i czas. Co robię z zaoszczędzonym czasem? Czy spędzam go na lekturze fachowych czasopism czy książek? Ależ nie. Nie mam na to w dalszym ciągu czasu. Gonię do innej pracy. To znaczy, że żyję szybciej niż kiedyś? Nie tylko o to mi chodzi.
Po pierwsze, marsz w górę drabiny wydaje się naturalny. Łatwo przechodzimy od gorszego do lepszego. Schodzenie natomiast z drabiny wywołuje bunt. Poprawę traktujemy jako coś należnego nam, powrót do stanu poprzedniego natomiast jako karę. To jest nasza europejskość. Istnienie utożsamiamy z rozwojem.
Po drugie, przez te nowe narzędzia ze światem przyrody kontakt mam pośredni. One mi zabrały świat. Gdy sekatorem ręcznym ciąłem gałązki widziałem każdą istotę żywą, każdą żywinę w żywopłocie. Teraz już nie widzę co tam mieszka, bo jednym ruchem ramienia przelatuję nad sporą połacią krzewów. Podobnie nie widzę co mieszka w trawie, bo to wszystko dzieje się szybko.
Po trzecie, kiedyś gdy szedłem to szedłem. Kiedy jadłem, to jadłem. Kiedy siedziałem to siedziałem. To był warunek sensu. Skupiałem się bowiem na tym, co robiłem. A współczesny świat rodzi ustawiczny niepokój. Kiedy biegnę to myślę o tym, co zrobię gdy dobiegnę. Kiedy jem to myślę co będę robił, gdy skończę. Jestem zagoniony. Nie zatrzymuję się na niczym. Każda czynność wywołuje następną. Wspinam się po łańcuchu zdarzeń nie mając czasu do namysłu. To są koszta ułatwienia?
Bartłomiej Kozera