Na mojej działce (II) 5 – Los liścia
O ile się nie mylę, to bodaj Homer był pierwszym, który porównał pokolenie ludzkie do rozwoju liścia, a dzieje ludzkości do następujących po sobie cyklów rodzenia się i więdnięcia. Fascynuje mnie przyroda właśnie dlatego, że to rodzenie się i ginięcie można oglądać wiele razy. Napawać się radością powstawania i smucić faktem zanikania. Wyprowadzać z tego jakieś wnioski dla siebie.
Oto wyróżnić można w życiu liścia i człowieka trzy pory: wiosna – młodość, lato – dorosłość i jesień – starość. Przejrzyjmy te pory. Na wiosnę wszystkie liście mają podobną barwę, różnią się więc przede wszystkim kształtem. Dokładnie tak samo jest z młodymi ludźmi. Ich świadomość jest w miarę jednorodna, formowana przez taki sam system szkolny, podobne zajęcia. Oni różnią się głównie wyglądem. Stąd w młodości tak łatwo o miłość, bo miłość to sprawa oczu.
Liście najlepiej wyglądają wiosną. Zieleń wtedy jest żywa, one zaś nietknięte są przez czas. Lubię oglądać te wczesnowiosenne liście. Jeśli nudzi monotonia, to pociąga świeżość.
Już w lecie liście zaczynają się różnić. Ich kolor zielony ma już wiele zdecydowanych odcieni. Nadto niektóre liście padają ofiarą gąsienic, więc kończą wcześniej swoje życie. To jest nasza dorosłość. Tożsamość, czyli identyczność z sobą, jest już widoczna. Zaczynamy się różnić w swoim człowieczeństwie. Idziemy różnymi drogami, mamy różne zainteresowania, różne zawody, ale wszyscy jesteśmy jeszcze w tej samej sytuacji – pracujemy, zakładamy rodziny. Jesteśmy, jak się rzekło, różnie zieloni.
W końcu przychodzi jesień. Wiele liści już spadło, z pozostałych każdy jest inny. Większość jest poszczerbiona, niewiele zostało nienaruszonych. Liście są ciekawe, z zainteresowaniem się je ogląda, ale lada moment ich czas się spełni. Budzą więc zdumienie wielobarwnością i nostalgię, bo znamy ich koniec.
A potem? Wiadomo, liście spadają, butwieją i stają się humusem, by znów dzięki niemu pojawić się na wiosnę. I tak od nowa. Taki nieskończony bieg sztafetowy pokoleń liści.
Dokładnie tak samo będzie z nami. Będziemy żyć dalej w szumie trawy, czy gibkości sitowia. W przyrodzie bowiem nic nie ginie, tylko wszystko się przekształca. Po życiu jest inne życie, ale radykalnie różne.
Jedno się w tym porównaniu z człowiekiem nie zgadza. Człowiek rodzi człowieka, a liść nie rodzi liścia, robi to drzewo. Nie bez powodu pierwotni bogowie mieszkali w drzewach. Ich moc polegała na rodzeniu. I to rodzenie jest sensem ludzkiego istnienia. To jest ten boski moment człowieka. A to znaczy, że trzeba mieć kogoś, komu przekażemy pałeczkę w tym naszym biegu sztafetowym przez życie. Trzeba zadbać, poprzez kształcenie, by ten ktoś pobiegł ładnie. Ładniej nawet niż my. To jest obiektywny sens naszego liścia.
Bartłomiej Kozera