Na mojej działce II/26 – Oznaki jesieni
Przez całe lato wychodziłem z mieszkania przed piątą i przez godzinę spacerowałem z kijkami w pierwszych promieniach słońca. Teraz widno się robi coraz później. Nadto poranne spacery stają się trudniejsze przez chłód. Ot, oznaka jesieni. W słońcu ciepło, w cieniu już nie. Dzień jeszcze ciepły, ale wieczory i poranki już nie.
Trawa na mojej działce płowieje. To efekt suszy, która już drugi rok z rzędu nas dotyka, ale i zapowiedź jesieni. Kwiatów też coraz mniej. Pojawiły się już te ostatnie – astry, marcinki, przebarwiają się rozchodniki. Przed nami trzecia, ostatnia przed snem zimowym, pora roku. Witam ją mając w oczach jeszcze wiosenne słońce i wiosenne kwiaty.
Z dzieciństwa pamiętam ten wysoki płot, który okalał naszą posesję. Podobnie pamiętam rzekę płynącą opodal. I las gdzieś daleko na horyzoncie. A potem, gdy wracałem po latach do domu , to parkan malał, wydawał się coraz niższy, podobnie rzeka się kurczyła, a las przybliżał. Ja rosłem a przestrzeń karlała. Podobnemu skarleniu uległ czas. Ogarniam jednym mgnieniem okres od przebiśniegów po astry. Mam to wszystko w pamięci. Czas zamykam w jednej chwili. Nawet potrafię wytworzyć sobie pojęcie wieczności, czyli ciągłego „jest”, bez „było” i „będzie” . Ot, gdy myślą wracam do szkoły podstawowej, a potem średniej i wyższej – to w jednej chwili jestem wszędzie. W ciągu jednej sekundy przebywam i tu, i tam, i gdzieś jeszcze indziej.
Wszystko na działce już znam, wiem jak przekształca się ona od wczesnej wiosny do jesieni, ale chciałoby się jeszcze raz to przeżyć. Jeszcze raz doświadczyć. Po co? Pytam o to, co nas trzyma przy istnieniu? Oto z jednej strony chciałoby się zażyć coś nowego, a z drugiej to nowe budzi lęk. To jest tak, że siedząc w domu marzymy o egzotycznych podróżach, a zażywając takich egzotycznych, niebezpiecznych podróży marzymy by siedzieć w domu. „I chciałabym i boję się” – tak to kiedyś mawiano. I dobrze mawiano, bo ciekawość życia to pragnienie doświadczenia równocześnie czegoś spodziewanego – świat przyrody – i niespodziewanego – świat społeczny. Nie jest to tylko ciekawość przyrody, bo tę łatwo zaspokoić wyobraźnią. To ciekawość życia społeczeństwa, jego wyborów – bo te są nieprzewidywalne. Wyobraźni nie starcza.
Przyroda nie ma historii. Powtarza się dokładnie każdego roku. Raz bardziej słonecznie, raz bardziej deszczowo. Ale powtarza się podobnie, stąd łatwo ją przewidzieć. Historię ma społeczeństwo. Tu nic się nie powtarza. Tutaj wszystko dokonuje się tylko jeden raz. Nie ma wiosny czy jesieni. Jest ciągłe albo lato, albo zima. W zależności od polityków. Albo korzystne dla człowieka warunki, albo niekorzystne. Życie toczy się bez przerwy, bo tworzący je ludzie są coraz inni.
Początki jesieni są trudne, bo trzeba pożegnać się z latem. A rozstania są zawsze przykre. Nadto wiem jak będzie wyglądać świat w listopadzie. Oczywiście świat przyrody.
Bartłomiej Kozera