“Życie w lękach” – 01.03.2021
Już dawno zauważono, że nasze życie jest w dużej mierze absurdalne. Jest to niby moje życie, ale nie całkiem ode mnie zależne. Bo przecież zostałem wrzucony w świat. Wrzucony, w tym sensie, że nie wybierałem sobie rodziny, więc wrzucono mnie w rodzinę w której się urodziłem. Nie wybierałem kraju, więc zostałem wrzucony w jakąś ojczyznę. Ale to nie wszystko, przecież nie wybierałem czasu narodzin. Zostałem wrzucony w czas, epokę. Nawet religii nie wybierałem. Los wybrał to wszystko za mnie, czyli los urządził mi w dużym stopniu moje życie Droga młodego człowieka pochodzącego z biednej rodziny jest radykalnie odmienna od tej, którą przyszedł ten z rodziny bogatej. Ale obaj nie mieli na to wpływu. Podobnie jest z czasem – życie w czasach pokoju i czasach wojny, czy też życie długie, osiągające wiek sędziwy i przerwana wcześnie egzystencja.
Nasza sytuacja jest zdeterminowana przed naszym urodzeniem, jest w jakiś sposób określona, nawet jeśli cieszymy się wolnością, to skorzystanie z niej jest niejednorodne. Zakres możliwości człowieka ubogiego i bogatego w tym samym społeczeństwie jest zgoła różny.
Niestety to nie wszystko. Owszem, zostałem wrzucony w świat. Jednocześnie ten świat ustawicznie mnie poszturchuje. Uniemożliwia mi stanie się pełnoprawnym i świadomym człowiekiem. Powiem o jednej kwestii, o strachach.
Przez całą młodość byłem straszony, wszyscy chcieli wywołać mój lęk. To znaczy chciano mną kierować, ustawiać moje życie za pomocą lęków. Pamiętam opowieści o piekle snute przez księdza, tak barwne, jakby on stamtąd pochodził. W domu zabraniano mi tego, czy owego strasząc koszmarnymi karami. W czasie postu nie wolno brać do ust mięsa, bo ręka, którą wzięliśmy zakazany owoc nam uschnie. Mając siedem lat wziąłem lewą ręką, której nie lubiłem, bo była bowiem sprawniejsza od prawej, a prawą kazano mi pisać, wziąłem więc lewą ręką kawałek pasztetu. Ot, taki eksperyment, czy może poświęcenie? Przez jakiś czas oglądałem swą rękę, czy coś zaczyna się z nią dziać, ale nie zauważyłem zmian. Potem straszono mnie III wojną, krwiożerczymi kapitalistami i wewnętrznymi wrogami. W takich warunkach dorastałem.
W szkole straszono dwójami i laniem, a także rychłymi dyktandami, klasówkami, sprawdzianami. Straszono mnie, że przy moich zdolnościach skończę jako układacz bruku lub zamiatacz ulic. Toteż chodziłem do szkoły z poczuciem ciągłej winy i obawą, że rychło coś się strasznego ze mną stanie. Siedziałem na lekcjach pełen poczucia grzechu swego i kolegów, słowem grzesznego i absurdalnego świata. Pytanie: jak mogłem wyrosnąć na normalnego człowieka wręcz wisi w powietrzu, no i odpowiedź się wręcz narzuca: nie wyrosłem na normalnego człowieka, zostałem filozofem. Z absurdu nie może powstać sens.
1 marca 2021
Bartłomiej Kozera