Na mojej działce (II) 17 – Pomagamy przyrodzie?
Oczywiście prowadzimy działkę ekologiczną. Żadnego sztucznego dokarmiania roślin. Tylko kompost, nawozy zielone i obornik. Minimum chemii. Owszem mamy budki lęgowe dla ptaków i hotele dla owadów. A jakże, ptaki dokarmiamy w zimie. Wszystko w absolutnym porządku. Jesteśmy pod każdym względem eko.
Pomagamy przyrodzie? Właśnie o to chcę zapytać: czy przyroda potrzebuje naszej pomocy? Czy nie jest elementem naszej pychy to przekonanie, że jesteśmy warunkiem właściwego funkcjonowania przyrody?
Wiem, że przez całe wieki myślenie szło w odwrotnym kierunku, mianowicie że człowiek jest zależny od przyrody, że ona jest warunkiem człowieka. Definiował się nawet ów człowiek jako zwierzę rozumne. To znaczy uznawał siebie za cząstkę świata przyrodniczego, wyróżnioną przez rozum. Było tak wtedy, gdy możliwości człowieka były niewielkie, gdy posługiwał się siłą mięśni własnych lub zwierzęcych. Wtedy z przyrody jedynie korzystał. Wtedy był eko.
Sytuacja zaczęła ulegać zmianie, gdy siłę mięśni wspomogły maszyny, wtedy człowiek zaczął dynamicznie zmieniać świat. Wtedy uznał siebie za część społeczeństwa. Zmienił swoje środowisko, nazwał siebie istotą społeczną. Wyzwolił się przez to z przyrody. I począł ją eksploatować. To zaczęło się na dobre od początku wieku XIX.
I oto teraz, dwa wieki później, mamy tego skutki takie, że trzeba przyrodzie pomagać. Dlaczego? Bo wiele zła powstało z tej eksploatacji przyrody. Ocieplenie na przykład sprawił człowiek. Dziurę ozonową też. Podobnie jak zanieczyszczenie środowiska. To już widać. A czego jeszcze nie widać? Co się dopiero staje? Ktoś już dawno zauważył, że jeśli przyroda stworzyła człowieka, to była samobójczynią. Rozum, którym jesteśmy obdarzeni służy destrukcji przyrody. Może jest tak dlatego, że człowiek nie ma swojego środowiska, więc jest groźny dla każdego? A może dlatego, że celem tej eksploatacji przyrody stał się zysk w miejsce dawnego zaspokajania potrzeb?
Mój rozwój dokonywał się zupełnie odwrotnie niż rozwój ludzkości. Oto w młodości byłem istotą społeczną. Lgnąłem do ludzi, bo chciałem się uczyć. Natomiast teraz, w wieku podeszłym, bardziej jestem zwierzęciem rozumnym. Przyroda mnie pociąga. Pragnę pokojowo z nią współżyć. Po pierwsze dlatego, że znam jej moc. Ileż razy odczuwam bezsilność wobec sił przyrody, czy to w czasie gwałtownej burzy czy piekielnej spiekoty. W górach czy nad morzem. Nie tylko zresztą wobec przyrody zewnętrznej, ale bezsilność odczuwam również wobec przyrody wewnętrznej, gdy siedzę przy łóżku kogoś chorego. Po drugie, że mi nieswojo wobec dewastacji, jakie uczynił człowiek przyrodzie, więc chcę coś naprawić. To są dwa wyznaczniki mojej postawy eko – poczucie własnej słabości i chęć rekompensaty.
Nie mogę jednak pozbyć się pytania: czy to miłość przyrody mną powoduje, czy miłość siebie? Pytam o korzeń ekologii.
Bartłomiej Kozera