Na moje działce (III) 15 – Przemijanie i miłość
Mija wiosna, moja umiłowana pora roku. Ponieważ otworzyłem ją dywagacjami o związku śmierci z miłością, chcę zamknąć tym samym tematem. Na początek pytanie o związek miłości z przemijaniem. Sformułuję taką hipotezę: im bardziej ulotna rzecz, tym głębsze uczucie wywołuje? Z Hezjoda „Teogonii” wiemy, że greccy bogowie mdło kochali innych nieśmiertelnych bogów, ale gwałtowną namiętnością obdarzali ludzi, a więc istoty śmiertelne. Ich prawdziwa miłość istniała zatem na przecięciu śmiertelności i nieśmiertelności. Dlatego Eros, grecki bóg miłości, jest pół-bogiem, pół-człowiekiem. Wniosek z tego wyprowadzam taki: miłość nie tylko wzbogaca się przez świadomość czyjejś śmiertelności, ale wręcz przez nią się konstytuuje. Jezus wzbudza tak gwałtowne uczucia, bo dotknęła Go śmierć. Bóg – Ojciec takich uczuć już nie wywołuje.
Patrzę na to, co zostało po tulipanach, na kończące swe kwitnienie kosaćce i zaczynam lepiej rozumieć swoją do nich miłość. Ale także miłość do bliskich mi osób. Posunę się dalej. Miłość ze śmiercią łączy się nie tylko przez to, że mocniej kochamy rzeczy mijające, ale łączy się w samym zjawisku miłości. Eros raził strzałami, których groty przebijały serca zakochanych. To może sugerować właśnie ten drugi aspekt związku śmierci i miłości. Otóż te strzały rodzą obawę, że miłość jest w stanie mnie zniszczyć. Rozumiem to tak: oto wiosną jestem wyzuty z zimowego świata, ale mam nadzieją na świat nowy. Miłość zawsze otwiera mnie na to, co nowe, ale zamyka to, co istniało dotąd. Nadto miłość to nie tylko otwarcie się na świat, ale i oddanie mu cząstki swojego „ja”. W tym sensie jest ona nie tylko tworzeniem, ale i niszczeniem. Tedy miłość przypomina nam o naszej śmiertelności. Wówczas w tym świetle wszystko wydaje się cenne, przyjemne, ba święte.
Zatem związek miłości ze śmiercią jest ściślejszy niż może się wydawać. Dotyczy przedmiotu miłowanego, który im bardziej nietrwały tym godniejszy miłości i podmiotu miłującego, który im bardziej świadomy własnej skończoności, tym bardziej złakniony miłości.
Brak wiary w nieśmiertelność duchową wywołuje obecnie u ludzi wręcz obsesję już nawet nie miłości, co erotyzmu. Jak nigdy dotąd ów erotyzm obecny jest wszędzie: w reklamach, sztukach, dowcipach. Obecny jest w teatrze, kinie, telewizji i w życiu codziennym. Poprzez ów erotyzm człowiek chce zaprzeczyć śmierci, podnosząc do granic śmieszności swoją witalność. Jednak nikt dotąd swojej śmierci nie przeżył, więc nie potrafię się śmiać.
19 czerwca 2017 r.
Bartłomiej Kozera