Zalana gleba wyda zatrute plony – 10.10.2024
Powódź zalała przydomowe ogródki, działki i pola uprawne w regionie. Jak wyjaśniają eksperci popowodziowa gleba jest zanieczyszczona i cokolwiek na niej wyrośnie może być szkodliwe dla zdrowia.
Wrześniowa powódź wyrządziła spore szkody na terenie powiatu lwóweckiego. Te głównie dotyczą gminy Wleń i gminy Lwówek Śląski, gdzie rzeka Bóbr wystąpiła z brzegów zalewają posesje, w tym przydomowe ogródki, pola uprawne, ale i ogrody działkowe. Ale szkody na polach odnotowano także w gminie Gryfów Śląski, Mirsk i Lubomierz. Jak wyjaśniają eksperci z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, popowodziowa gleba jest zanieczyszczona i cokolwiek na niej wyrośnie może być szkodliwe dla zdrowia.
Jak wskazuje prof. Agnieszka Medyńska-Juraszek z Instytutu Nauk o Glebie, Żywienia Roślin i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, wszyscy skupiamy się na zniszczeniach, jakie wywołała powódź, ale niewiele mówi się o tym, jak destrukcyjnie ten żywioł wpływa na glebę i zwraca uwagę na konsekwencje zanieczyszczenia gleby osadami dennymi.
„Niestety, ale powódź nie tylko niszczy domy, mosty, ulice, zabiera ludziom dobytek i dorobek życia. Ta ogromna masa wody płynąca z wielką prędkością powoduje też bardzo dużą dezintegrację wierzchniej warstwy gleby, co prowadzi do bardzo szybkiej jej degradacji. W dodatku gleba, którą uprawiamy, spływa w przypadkowe miejsca i często deszcze nawalne czy fala powodziowa są w stanie zniweczyć wiele lat pracy rolnika. Ale to nie jedyny problem, który sygnalizują gleboznawcy.” – wskazuje pani profesor, która zaznacza, iż osady denne to tykająca bomba z opóźnionym zapłonem.
prof. Agnieszka Medyńska-Juraszek tłumaczy, że na dnie rzeki, w warunkach beztlenowych, osady denne, w których gromadzą się zanieczyszczenia pozostają w uśpieniu, nic się z nimi nie dzieje. Ale wyrwanie ich z tego uśpienia, co robi fala powodziowa, powoduje, że dochodzi do napowietrzenia tych osadów i w efekcie emisji do atmosfery różnego typu zanieczyszczeń, jak np. związków rtęci, pierwiastków toksycznych, które mogą przechodzić w stan lotny, węglowodorów aromatycznych.
„Ponieważ woda jest dobrym nośnikiem wielu zanieczyszczeń, będą one łatwo pobierane z osadów dennych na terenach, które zostały zalane. Mamy też do czynienia z nowym typem zanieczyszczeń w rzekach i w osadach dennych – to np. zanieczyszczenia mikroplastikiem, pozostałościami środków farmaceutycznych, antybiotyków, środków hormonalnych, które łatwo wiążą się z materią organiczną.” – podkreśla profesor, która wskazuje, iż te wzruszone osady denne, czy też raczej to, co się w nich znajduje, przy przejściu z warunków beztlenowych na tlenowe będzie oddziaływać na rośliny i zwierzęta, a w konsekwencji na ludzi.
Dlatego oprócz sprzątania terenów popowodziowych ze zniszczeń i naniesionych przez wodę śmieci, czy kłód ważny jest proces rekultywacji, który także na tych terenach będzie musiał być przeprowadzony. Tym bardziej, iż na ten moment nie wiemy dokładnie jaki rodzaj zanieczyszczeń został naniesiony wraz z wodami powodziowymi na glebę, dlatego powinna zostać ona starannie, szczególnie pod kątem zanieczyszczeń, które mogą stanowić zagrożenie dla jakości roślin konsumpcyjnych i dla zwierząt wypasanych na tych terenach.
„Problem jednak w tym, że osady denne, które powinny być usunięte z danego terenu nie podlegają takim samym procedurą utylizacji i zagospodarowania jak osady ściekowe. Przede wszystkim nie mamy w Polsce norm prawnych określających jakość osadów dennych, a także przepisów ich zagospodarowania w przypadku nagromadzenia poza korytem rzeki, jak może się wydarzyć w trakcie powodzi. W Polsce nie mamy instalacji dedykowanych oczyszczaniu stricte gleby, czy tak jak po powodzi osadów. Takie instalacje funkcjonują w wielu krajach europejskich i po wnikliwej analizie dostarczonych próbek podejmuje się decyzje o sposobie ich oczyszczania. Jak na razie, w Polsce najczęściej wyznacza się na obszarze danej gminy miejsca, gdzie w otwartych pryzmach zanieczyszczone gleby i osady są kompostowane. Często też stosuje się metody oczyszczania in situ, czyli w miejscu wystąpienia zanieczyszczenia. Jest to metoda znacznie lepsza, często mniej destrukcyjna dla środowiska glebowego i sprzyjająca szybkiej regeneracji życia biologicznego gleby, która jest najistotniejsza.” – tłumaczy prof. Agnieszka Medyńska-Juraszek, która zdaje sobie sprawę, iż część osób będzie próbowała zmniejszyć straty i będzie zbierać plony, czy to, co z nich pozostało na terenach zalanych.
„Na polach została już tylko kukurydza, ale ta zalana przez wodę powodziową powinna być przebadana i w przypadku wystąpienia przekroczeń dopuszczalnych norm substancji potencjalnie szkodliwych zutylizowana. Obecnie mamy na polach dużo warzyw dyniowatych i ludziom może się wydawać, że one są bezpieczne, bo mają grubą skórę, ale wszystko co jest rozpuszczalne w wodzie, bardzo łatwo trafia do rośliny… Przed nami wykopki ziemniaków i innych roślin okopowych np. buraków, marchwi, które też są narażone na bezpośredni kontakt z zanieczyszczeniami. I nie mamy wcale pewności, że podczas ich obróbki np. obierania, gotowania zagrożenie dla zdrowia człowieka będzie mniejsze.” – tłumaczy profesor, która zachęca do kontaktu i badania gleby popowodziowej.
„Uprawa roślin przeznaczonych do spożycia np. warzyw, ziół czy owoców na terenach popowodziowych niesie ze sobą ryzyko akumulacji szkodliwych dla zdrowia substancji. Gleba akumuluje zanieczyszczenia na długo, ponieważ nie posiada zdolności do samooczyszczania, a najbardziej zagrożone są gleby organiczne czy też hortisole, czyli gleby wzobgacane w materię organiczną np. kompost lub torf czyli typowe gleby w naszych ogródkach. Jeżeli wasze ogródki i pola były zalane wodami powodziowymi zwróćcie się do ekspertów #UPWr o pomoc i przynieście glebę do laboratorium Centrum Analiz Jakości Środowiska, gdzie specjaliści wykonają kompleksową analizę, czy jest ona bezpieczna pod kątem uprawy roślin konsumpcyjnych. Kontakt: Centrum Analiz Jakości Środowiska Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu, pl. Grunwaldzki 24a (p.010a), 50-363 Wrocław, tel./fax 71 320 1547, e-mail: cajs@upwr.edu.pl” – zachęca profesor.
źródło: lwowecki.info