Moim zdaniem II (51-52) – Boże Narodzenie
Powróćmy do religijnych faktów. Oto Jezus przyszedł dobro czynić. Kto przychodzi tak czynić buduje w ludzkich sercach miłość. Jezus przywrócił wzrok ślepemu, uzdrowił paralityka, oczyścił trędowatych, ocalił życie jawnogrzesznicy. To jest najgłębszy sens chrześcijaństwa – dobre uczynki. One tworzą wiarę w człowieka, tak jak dobre uczynki Jezusa tworzyły wiarę w Jego boskość. Tymczasem walka ze złem powiększ zło, bo rodzi nienawiść. Kto walczy ze złem, czyni zło. Współcześni tego nie rozumieją.
A jednak – dzisiaj, w Boże Narodzenie mamy to w pamięci – Jezus umiera. Śmierć mu zadają Rzymianie i faryzeusze. Ci, którzy posiadają władzę i posiadają świętość. Władza mnie nie interesuje, zajmę się świętością.
- Czym różniła się miłość chrześcijańska od tej, z której ona wyrosła, od mitologicznej miłości greckiej? Ano tym, że Greccy bogowie kochali ludzi podobnych do siebie. A to znaczy, że kochali w gruncie rzeczy siebie, to coś, co swojego znajdowali w ludziach. Kochali doskonałość. Miłość chrześcijańska jest odmienna. Mówi się o niej, że jest, z tamtego punktu widzenia, szaleństwem, bo jest miłością tego, co inne, a więc tego, co grzeszne, upadłe. To grzech sprawia, że człowiek jest inny od Boga. Chodzi więc w miłości chrześcijańskiej o podniesie człowieka. Tymczasem nasi posiadacze świętości zamknęli się ze swoimi wiernymi w obozie wiary i złorzeczą Innym, miast ich wzorem Jezusa, miłować. Bardzo to przypomina mitologiczną miłość i faryzejską świętość.
Prawdziwej, Betlejemskiej miłości w Święta i Nawy Rok życzę serdecznie.
21 – 28 grudnia 2020 r
Bartłomiej Kozera.