Na mojej działce (III) 28 – O sensie życia
Gdy rozpoczyna się jesień nachodzi mnie każdego roku ta sama myśl, a raczej pytanie: jaki sens ma moje życie. Bo te więdnięcie liście, ten jawny upadek przyrody powtarza się każdego roku, ale jakby na wyższym piętrze. I to pytanie o sens życia jest cząstką tego, ile jeszcze pięter życia przede mną. Wiem, że coraz mniej, ale ile dokładnie? Oto dano mi na moje życie maleńki ułamek czasu kosmicznego i odrobinę kosmicznej przestrzeni po to, bym miał je gdzie zrealizować. Pytanie jest takie: czy to moje życie ma sens?
Z perspektywy działki to pytanie o sens ma inny charakter. Mianowicie czy moje życie ma wartość instrumentalną, służy czemuś, czy też ma wartość samą w sobie. Przybliżę to pytanie. Oto pieniądz jest wyłącznie instrumentem. Poprzez banknoty widzimy różne rzeczy, które możemy za nie nabyć. Gdy pieniądz staje się celem, to mamy albo komedię (Skąpiec Moliera), albo tragedię (Zbrodnia i kara Dostojewskiego). Szczęście natomiast jest celem samym w sobie. Niczemu nie służy, tylko sobie. Tedy pytam: czy moje życie służy czemuś lub komuś, czy przeciwnie wszystko ma służyć mojemu życiu?
Działka mi sugeruje, że jestem dla niej. Wszak tu codziennie przychodzę, pracuję, sieję, zbieram, koszę. Jestem zatem instrumentem służącym temu, aby ona była ładna, by pyszniła się sobą.
Ale można na pytanie o sens życia popatrzeć inaczej. Oto mogę pytać o sens komputera, czyli rozpatrywać ten sens z wewnętrznego punktu widzenia lub mogę pytać o sens komputeryzacji. Mogę ten sens rozpatrywać od wewnątrz i z zewnątrz.
Sens komputera jest wewnętrzny, nadany im przez twórcę. Ale inaczej jest z sensem kwiatów. Nie jest on wewnętrzny, ale nadawany z zewnątrz przez człowieka. Czy ktoś nadał mi jakiś sens? Jedna i druga droga jest niewłaściwa. Jeśli Twórca nadał mi sens, to jestem jak rzecz. Służę tylko jednemu. Komputer wykonuje niewiele czynności, ale główną jest głoszenie chwały swojego konstruktora. A jeśli mój sens jest zewnętrzny? Wtedy sytuacja wygląda tak, że z punktu widzenia ogrodu mój sens polega na uprawianiu działki. Z punktu widzenia żony mój sens polega na czymś innym. Inny sens nadaje mi dyrektor, inny kolega. Wówczas pytanie jest takie: czyj jest uprzywilejowany, czyli najważniejszy?
Bo w przeciwnym razie może być tak, że z jednego punktu widzenia moje życie uznane będzie za sensowne, z innego za bezsensowne. Nadto jest tak, że to ktoś będzie orzekał o tym moim sensie.
Same kłopoty, a tu jesień coraz bardziej się mości i wymaga odpowiedzi, o którą ciągle trudno.
18 września 2017 r.
Bartłomiej Kozera